Piotr
Olszówka
Stanisław
Tabisz
Magda
Potorska
Wiesława
Wierzchowska
Marek
Bartelik
Jadwiga
Wolska-Lewandowska
Piotr
Olszówka
...i
trzeba mi się było jakoś do tego odnieść, do tych zwojów, walców,
fallicznch symboli, czyja wiem? Z pewnością pejzaż jest pierwotnie trójwymiarowy,
ale jakoś odruchowo tłumaczymy go sobie na dwa
wymiary i tu
nagle znów trzy wymiary ...zaskakujące to i inspiruje - również poza
ściśle estetyczną siłą w sensie węższym, czyli taką, która leży
w poznawaniu poprzez ogląd, ale przecież jednak jakości tkwiących głębiej
niż na powierzchni rzeczy, one - sugerowane przez artystę przedmioty - są
pod tym względem przeźroczyste - bo wiesz, to jest bardzo zmysłowe,
dotknąć się da i niemal wąchać i chodzić w koło tych „pejzaży"
można, to jest nowe i bawi równocześnie - ale to już u Pruskiego
zawsze tak
było, że on się bawi i Ty oglądając jego obrazy się bawisz, cieszy
go ta praca - i pachnie to właśnie jeziorami, trzciną, tatarakiem,
mazurskie jest w nastroju i zmyśle.....
Bywa
Picassem, kiedy jedną kreską rysuje akt, albo rzuca na papier erotyczny
„barani taniec", Dubuffetem kiedy inspirując się afrykańską
rzeźbą kultową, piętnuje deseczki kuchenne czarnym geometrycznym
wzorem albo gdy ujmuje w rytmiczne romby „Dwóch mnichów".
Czasem jest też Wolsem, gdy jego kreska staje się nerwowa, filigranowa,
jakby wbrew sobie układała się w sensy i całości. Jego pejzaże z
krainy jezior to odpowiedź na „abstrakcję konkretną" Leona
Tarasewicza, nie tylko dlatego, że pruski artysta redukując środki
wyrazu ukazuje równie współczująco krajobraz północnej Polski, jak
tamten białoruski malarz urodę wschodnich jej dzisiejszych kresów,
podobna jest też idea wyjścia w malarstwie pejzażowym poza dwa wymiary:
Tarasewicz wypełnia krajobrazem
wnętrza, pokrywając malunkiem kilka ścian. Pruski daje krajobrazowi
zastępczy, równoległy byt w przedmiocie - rura, blok, masywna tablica
polichromowane domysłem, sugestią, nalotem pejzażu. Minimalizm artysty
to nie sposób na osiąganie artystycznego celu, to wartość autoteliczna,
w pejzażach mazurskich osiągająca pełną jedność przekazu i
atmosfery - jakżeż lepiej uchwycić ciszę, spokój i ascetyczną szarość
zamglonego jeziora, rysującej się szuwarami i trzcinami wyspy,
niezdecydowanie
domyślnej linii brzegowej? Trzeba właśnie ukazać swoją niepewność
co do ich trwania, zwłaszcza co do ich formy, uchwytności i ujmowalności
w formuły i postacie. On już dawniej pokazywał to wahanie, które właściwe
jest metodologicznemu sceptykowi: „może jest? może nie jest? może
tak, a może inaczej, co na pewno j e s t, to moje wątpienie w oczywistość
sposobu, w jaki Wy to widzicie, w jaki postrzegacie mnie, moją sztukę,
nasz bez wątpienia piękny świat !”.
....nie
interesuje mnie, czyjego koligacje i powinowactwa są z wyboru czy z
przypadku, zresztą nie da się malować tak, jakby nikt przed Tobą tego
nigdy nie robił, a właśnie odczytywanie w dziele artysty
przesłań dotyczących tych, którzy byli przed nim, to nanizanie
szklanych paciorków na nić naszyjnika kultury, niech będzie, że wcielił
się w Hakuina, że te jego cegły czy rury to zenistyczny żart z niemożności
pokazania porażającego światła rzeczywistości - jak fenomenolog
przyznaje pełne
istnienie jedynie temu, co jawi mu się w bezpośrednim oglądzie. Zgadzam
się na Twoją podniosłość,
ale wolę przysłuchiwać się milczeniu tych obrazów, szumowi
listopadowej ciszy na brzegu jeziora M.
trzciny
na wyspie
jezioro
tli się we mnie
dziś
odlot kaczek
Mówiłeś,
że nie warto pisać o sztuce?
O
błahej nie warto
Piotr
Olszówka
STANISŁAW
TABISZ - TWÓRCZE POSZUKIWANIA
JANA PRUSKIEGO
" Typ twórczości Jana Pruskiego wykracza poza klasyczne rozumienie
malarstwa. Polega to między innymi na nietypowym oddziaływaniu i
zaskakującym manifestowaniu konwencji jako struktury formalnej, którą
dopiero trzeba przekształcić. Nie są to działania zupełnie oderwane
od jakichkolwiek postępowych zjawisk w sztuce minionego, XX wieku, a
raczej są bliskie pewnym nurtom malarstwa materii z predylekcją
odrywania się od tradycyjnej, konwencjonalnie rozumianej i traktowanej płaszczyzny
malarskiej (iluzyjnej lub dosłownej). W ten sposób proces twórczy jest
efektem dążenia w stronę obiektu artystycznego, który bardziej staje
się przedmiotem, fetyszem, totemem jakiejś plastycznej idei, aniżeli
obrazem oprawionym w ramy.
Takim typowym dla Pruskiego zabiegiem formalnym jest zwijanie pejzażowej
powierzchni obrazu w rulon, który to pejzaż wtedy nabiera zupełnie
innej jakości, zajmując fizyczną przestrzeń niczym rzeźba. W ten
sposób staje się przedmiotem, obiektem, czymś, co każe się nam
zastanowić nad pojemnością konwencji malarskiej, iluzji malarskiej na płaszczyźnie,
wartości typowo malarskich pozbawionych tejże iluzji oraz nad usilnymi
poszukiwaniami nowego języka w sztuce, również w malarstwie.
Jan Pruski lubuje się w powierzchniach zadrapanych, bogatych w różnego
rodzaju faktury, kreślonych czy żłobionych spontanicznie arabeską
ostrych linii. Linia stanowi dla olsztyńskiego artysty elementarny środek
wyrazu. Nawet wtedy, kiedy maluje pędzlem jakieś frywolne i groteskowe
postacie, to określa grubymi liniami ich zdeformowane kształty i
sygnalne elementy jakiegoś otoczenia. Linia pojawia się również jako
wyznacznik i sposób określania znaku i jego formy geometrycznej lub jako
niespokojna zadra, efekt impulsywnego gestu, wewnątrz jakiejś ciemnej
lub jasnej plamy.
Kiedy
ogląda się w pracowni artysty różnego rodzaju działania i zabiegi z
malarską i rysunkową konwencją, wyczuwa się, że pewien lakoniczny
archetyp surowości i brutalności dominuje w prawie że abstrakcyjnych
pracach Pruskiego, jak również w tych, które można potraktować jako
oszczędne i szkicowo zrealizowane rysunki. Te ostatnie prace, które oglądałem,
to właśnie rysunki wykonane pędzlem oraz farbą offsetową i temperową
na ptytach pilśniowych, jakby pospieszne szkice figuralne, opatrzone
zagadkowymi, czasami prowokującymi bądź groteskowymi tytufiami. Oto
niektóre z nich: "Wszyscy żołnierze
powracający z wojny wyglądają tak samo", "Mała
lala jest smutna", "Żółty
wianuszek", "Rozjechany
wilk", "Wściekłe
psy", "Portret ślubny",
"Odbicie", "Małe
gniotki" ....
Tytuły te, w swej różnorodności, agresywności i nastroju, odnoszą się
do kreatywnie bądź oschle i rzeczowo przedstawionych sytuacji na
obrazach. Są to, jeżeli chodzi o ten cykl, kompozycje z figurami
ludzkimi, dziecięcymi, zwierzęcymi. Dopuszczalna doza nonszalancji,
prostoty i bezwzględności nadaje tym pracom charakter naturalnego związku
pomiędzy osobowością autora, a typem ikonografii i ekspresji, jakimi się
posługuje w twórczości. Nie są to przecież prace gładkie i
wyidealizowane. Są to prace gwałtowne i skrótowe, z naturszczykowatym
piętnem "poetyki" napisów lub nabazgranych ludzików na murze
starej kamienicy. A przecież sztuka współczesna przejęła wszelkie możliwe,
jak najmniej skażone i uładzone konwencjonalnym akademizmem, typy
zaspokajania estetycznych potrzeb i smaków. Trywialność staje się
równorzędną kategorią i wartością obok wyrafinowania i kunsztu. O
wartości artystycznej, obok wielu czynników, decyduje również prawda i
gust zarówno odbiorcy jak i artysty nie liczącego się z niczym, nieskażonego
niczym, dziewiczo dzikiego i nieokrzesanego, unikającego jakichkolwiek
konwencji (na ile jest to możliwe, na ile się da).
Jan
Pruski lubi to, co surowe, proste i bezpośrednie. Ma specjalne wyczucie
do przestrzeni pejzażowych, utrzymanych na pograniczu abstrakcyjnego układu
form, w których do głosu dochodzą geometryczne akcenty i znaki. Jego żywiołem
są również materie malarskie. W nich uzyskuje szalenie zmysłowy efekt
i jakby zmiękczony modelunek stref światła i cienia w obrazie.
Eksperymenty, jakie artysta robi z konwencjonalnie używaną strukturą
malarskiego języka, czynią zeń twórcę nowoczesnego, poszukującego,
który jednakże nie zapomina o emocjonalnej prawdzie każdego człowieka
i o swoim instynktownym temperamencie, który jest bazą do niezafałszowanego
przekazu. Czas zwykle oddziela zjawiska w sztuce wartościowe, od tych
mniej wartościowych. Poszukiwania twórcze Jana Pruskiego w dużej mierze
są intuicyjne, a przez to wyraziste. Siła jego ekspresji leży w
eksponowaniu naturalnej unikalności każdego gestu, zadrapania, szmeru
plamy malarskiej i jej faktury. Należy tylko życzyć autorowi, aby
rozwijali i pogłębiali obszar swojej twórczej penetracji, aby jego
forma plastycznej ekspresji osiągnęła całkowitą wolność w swej adekwatności,
dyscyplinie i konsekwencji."
Stanisław
Tabisz
Kraków, listopad 2001
Magda
Potorska
Jan
Pruski -Jako podstawowy wymóg etyczny stawiany sobie-artyście
wymienia konieczność integracji biografii w sztuce i w życiu. Zadziwiająca
konsekwencja, z jaką przestrzega lub raczej podporządkowuje się tej
zasadzie ma ogromny wpływ na kształtowanie się jego twórczej kondycji.
Świadome wybory, polegające najczęściej na rezygnacji, najpierw
zadziwiają - (życie), później fascynują - (sztuka) l wbrew obawom nie
skazują go na artystyczny ostracyzm. Pruski broni swojej prywatności, w
której praca, proces „stawania się" jest najważniejszy. Mato
kto wie, jak wygląda i gdzie mieszka, nie uczestniczy w zgiełku życia
tzw. środowiska, na głośnych wystawach bywa jako widz, a mimo to jest
dobrze znany krytykom, galerzystom i kolekcjonerom sztuki. Uprawia
malarstwo/grafikę, rzeźbę i rysunek, w chwilach „wytchnienia"
projektuje
unikatowe
meble, a najbliższych obdarowuje piękna biżuteria. W jego twórczości
nie można pominąć wyraźnych śladów emocji spowodowanych wpływem
abstrakcyjnego ekspresjonizmu w amerykańskim wydaniu czy najprawdziwszej
fascynacji ekspresjonizmem niemieckim. Jednak wraz z uzyskaniem twórczej
dojrzałości udało się Pruskiemu to, co w sztuce najważniejsze - zdobyć
jakość indywidualną. Oscylując między dążeniem do obiektywnego ładu
kompozycji, a niespokojna emocjonalnością jest malarzem-poetą. Nie powiększa
jednak grona obciążonych tematem, ”rozgadanych”, a rozwiązania
jego są do końca malarskie – Ich sens stanowi zarówno to, co
przedstawiają, jak też, w jaki sposób zostały namalowane. Większość
prac Jest
monochromatyczna,
dominują zgaszone brązy, ugry, szarości, ale by pokazać rzadką urodę
swojego świata nawet jednej barwie potrafi artysta nadać głębię, światło,
dźwięk, rytm. Ekspresyjny temperament miesza się ze spontanicznym gestem,
wątkami figuratywnymi i liryką. Konstrukcja oparta na antynomii harmonii l
chaosu, rozumnej
formy i bezkształtnej materii, zawsze prosta, często zawiera rodzaj
przesiania, a wyobrażone figury łączą się ze sobą w związki
znaczeniowe. Emocjonalne l indywidualne odczucie form, prymitywizująca
prostota i poetycka deformacja decydują o najprostszym Języku przekazu i
poprzez świadomą redukcję nawiązują do pierwotnych form tworzenia. Język
ten, inspirujący się zaszyfrowaną w formie znaków przeszłością, obok
klasycznych wątków zawiera alegorie współczesnej kultury.
Magda
Potorska
Wiesława
Wierzchowska
Mam przed sobą pracę
Jana Pruskiego- kolaż o wymiarach 49 x 68.5 cm, na którym system naklejań,
malowania, rysowania l utrwalania (skomplikowana technika wynaleziona przez
autora) buduje obraz poetycki i niezwykły. Dominują w nim ostro cięte, wąskie
pionowe formy skupiające się i rozgęszczające, pozornie chaotycznie a
naprawdę ujadające się w niespokojny rytm jasnych i ciemnych linii, wypełniających
po brzegi całą powierzchnię. Jakby przypadkowe cięcie wykadrowało ten właśnie
fragment. Ale to znowu pozór - kompozycja zamyka się precyzyjnie, dłuższe
pasy po lewej równoważą krótsze po prawej, forma kondensuje się wzdłuż
poziomej osi. W górze i na dole różnej grubości piony odchylają się i
rozsuwają odsłaniając płytką przestrzeń ukształtowaną plamami czerni
i szarości o różnych odcieniach, gdzieniegdzie leciutko podbarwionej różem
i żółcią. To tło miękkie, delikatne koresponduje z innymi,
niewielkimi, nieregularnymi formami narzuconymi na rytm pionów, przesłaniając
je i równocześnie podkreślając. Ściszony wyrafinowany, dyskretny kolor
towarzyszy delikatną melodią mocnemu, dominującemu brzmieniu linii.
Interakcja plam i kresek tworzy napiętą równowagę obrazu, w którym
zdaje się toczyć gra między pewnością a niepokojem, między
abstrakcyjnym lądem i swobodną żywiołowością, między płaszczyzną
papieru a przestrzennością tła i faktury. Piszę o Jednej pracy Jana
Pruskiego, tej którą oglądam codziennie i która w miarę upływu czasu
odsłania coraz to nowe sensy i sekrety Wydaje mi się bowiem, że
charakteryzuje ona dobrze całą twórczość artysty, a to, co uważam
w niej za najcenniejsze - szczerość i autentyczność wypowiedzi -
manifestuje się tutaj bardzo wyraźnie. Ta wy powiedź Jest kameralna,
osobista, odsłaniająca indywidualność uczuciową, skupioną na doświadczeniu
wewnętrznym. Pruski nie usiłuje niczego udawać, nie podłącza się do
modnych wzorców, całą uwagę kieruje na rozpoznanie siebie samego i na
szukanie środków umożliwiających najbardziej pełną własną ekspresję,
W obcowaniu z jego sztuką wyczuwa się potrzebę malarskiego wyartykułowania
swojej prawdy i posłuszeństwo głębokiemu instynktowi tworzenia, l
jeszcze pasję, upór i dociekliwość, drążenie wynalezionego przez
siebie sposobu obrazowania, fascynację techniką i trochę może
niebezpieczne uleganie jej urokom. Głównym źródłem inspiracji zdaje się
być dla artysty natura -jego kompozycje można wprawdzie traktować jako
dzieła abstrakcyjne, adekwatniejsze chyba Jest Jednak odczytanie ich Jako
wizji przetworzonego fragmentu pejzażu: wnętrza lasu. snopka trawy, splątanych
zarośli. Zobaczonego z bliska, uważnie obserwowanego, w pewien sposób uogólnionego
i w pewien respektującego szczegół, pełnego subtelnej witalności,
zinterpretowanego ogromnie emocjonalnie. Sądzę, że malarstwo Jana
Pruskiego lokuje się w tym obszarze sztuki współczesnej, w którym
istotna jest prywatność, uszanowanie pojedynczego człowieka, pochylenie
się nad niezwykłością zwykłego życia. Artysta nie uprawia
publicystyki, nie narzuca nikomu swojego zdania. Cicho opowiada o swoim
przezywaniu świata, jedynym
i niepowtarzalnym.
Wiesława
Wierzchowska
Marek
Bartelik
Na
prace Jana Pruskiego, mojego przyjaciela, nie potrafię patrzeć z
dystansem. Na każdą próbę wartościowania jego twórczości nakładają
się wspomnienia. Olsztyn, koniec lat siedemdziesiątych: wieczory spędzone
na rozmowach o sztuce przy dźwiękach muzyki Chucka-Mangione, itd.
Wspomnienia te przynależą jednak do sfery przeżyć, o której trudno pisać
nie popadając w sentymentalizm. Brak dystansu do sztuki Jana ma swoje
zalety Zamiast postrzegać Jego prace jak skończone twory wyobraźni
artysty przeznaczone do neutralnych wnętrz galerii, widzę je jako
„Otwarte obszary zbliżenia", w których Jan dopuszcza nas do
siebie na bardzo blisko, pozwalając zobaczyć jego (siebie) w trakcie uzewnętrzniania
marzeń, obsesji, trosk, aspiracji.
Marek
Bartelik
Artforum.
New York
Jadwiga
Wolska-Lewandowska
Doceniam to, że zechciał Pan swoim talentem uchronić od zapomnienia
migawki z przeżyć ludzi zamkniętych za drutami kolczastymi. Niektóre
moje koleżanki opisywały tamten okrutny czas w swoich książkach, myślę
jednak, że nikt nie jest w stanie wyrazić przeżyć do dziś odczuwanych
tak boleśnie. Przez dwadzieścia lat unikałam kontaktu ze wszystkim i
wszystkimi, którzy mogliby przywołać tamte wspomnienia. Bałam się
powrotu koszmarnych snów, a szczególnie tego, który najczęściej mnie męczył
- biegnę zziajana z ciężkim workiem z żywnością, widzę leżące
szkieleciki dzieci (po śmierci ustępuje opuchlizna głodowa), które
paluszkami podnoszą powieki, żeby widzieć. Budzę się i długo jeszcze słyszę
wycie i zawodzenie matek. W ostatnich miesiącach na Majdanku pracowałam na
bloku zakaźnym, gdzie były dzieci i psychicznie chorzy. Jednego nie mogłam
wykonywać - pisać numerki na wynędzniałych ciałkach, poprosiłam o to
starszą koleżankę w zamian za najcięższe prace fizyczne. Transport z
Witebska - wynędzniałe matki z wynędzniałymi dziećmi, piękne żydowskie
dzieci, na ciężarówki i od razu do komory gazowej. Ja, głęboko wierząca,
nie mogłam znaleźć odpowiedzi na pytanie DLACZEGO? -bluźniłam.
A
wieczorem po apelu wracałyśmy do wspomnień pogodnych, śpiewałyśmy
piosenki ułożone w obozie, organizowałyśmy przedstawienia. Życie płynęło
dwoma nurtami, pierwszy - koszmar dnia codziennego i lepszy - wieczory po
apelu, które były nasze, choć często zakłócane wtargnięciem
aufseierki.
3-XI-43 - przy dźwiękach walców i melodii z operetek zagazowano osiemnaście
tysięcy Żydów. Z okna baraku na V polu przy krematorium, tych, których
nie nadążyli gazować zrzucali z ciężarówek do rowów i palili. Zauważyłyśmy,
że wygrzebała się niedogazowana kobieta i usiadła na stosie ciał, zaczęłyśmy
krzyczeć w różnych językach. Podbiegła do niej esesmanka „Kobyła"
i za strażnikiem powlokła do rowu. Strzał i cisza. Każdą z nas
codziennie mogło spotkać to samo. Wśród bestii trafiali się ludzie.
Kiedy leżałam na ciężarówce jadącej do komory, chora na tyfus, na wpół
przytomna (w oddali pracował silnik tłoczący cyklon), usłyszałam wołanie
„Hedwig Wolska". Nie mogłam nic powiedzieć, pokazałam siedzącej
obok Żydówce, że to ja. „Hier
is das" krzyknęła. Zobaczyłam Rainertz, którego koleżanki
poprosiły o wyciągnięcie z transportu. Zemdlałam.
W
1977 roku pojechałam na proces do Duesseldorfu, aby spłacić dług.
Rainertza zwolniono, niedługo potem zmarł na zawał serca.
Panie
Janie, mogłabym jeszcze długo opisywać mój pobyt w następnym obozie,
poznanie męża - lekarza obozowego. Są to jednak w dalszym ciągu zbyt
bolesne wspomnienia.
Z
poważaniem
Jadwiga
Wolska-Landowska
|
|